O łowieniu sandaczy w rzece na aktywną żywcówkę. To niesamowicie łowna technika. Sprzęt, przynęty i wyposażenie. Czas i miejscówki. Zwyczaje i trasy żerowe sandaczy. | |
Żywcówka? Nie, nie będzie o żadnych tam etykach. To technika dozwolona, więc nie ma o czym mówić. Kwestia wyboru... Dzisiaj o zupełnie innej od standardu rzecznej żywcówce sandaczowej... Szlag już trafia. Na spinning bryndza. A przecież sandacze widać. Widać za dnia, jak grasują po płyciznach, słychać nocą, jak żerują w przybrzeżnej opasce. Trudno jednak penetrować te miejscówki sztuczną przynętą. Straty kolosalne. Stacjonarni żywczarze są jak spinningiści - niezadowoleni. Ryba nie chce podejść do stojącej w miejscu przynęty. Może więc ożenić ruchliwość spinningisty z potęgą naturalnej przynęty, z możliwościami jakie daje metoda gruntowa? Sprzęt, przynęty i wyposażenie Mocny teleskop. Taki do 80-100 gramów. Cztery, cztery i pół metra. Dobrze, żeby był lekki. Będziemy go nosić, przestawiać, manewrować podczas wędrówki w krzakach. Lekki, precyzyjny, ale mocny kołowrotek z pełną szpulą dwudziestki piątki w jednym odcinku. 150-200 m. Przy brzegu trafiają się naprawdę ładne sztuki. Łatwo je wymanewrować na pełną wodę. Niech płyną. I słabną. Składana podrywka - to na początek. Po nałowieniu żywca otrząchnąć i do plecaczka. Można też żywczyki kupić na giełdzie i przetrzymać w napowietrznym plastikowym sadzyku. Rybek co najmniej 15 - trzeba spodziewać się i brań, i zaczepów. Jeśli usną, trudno, da się łowić także na trupka, choć żywa rybka o wiele lepiej wabi. O wiele lepiej... Kiełbiki, słonecznice, jazgarki, malusieńkie krąpiki i karaski nawet. Uklejka na szarym końcu, ale trudno, jej najwięcej... Coś do przysiadania - torby i plecaczki ze stelażem krzesełkowym najlepsze. Zestaw prosty - najlepszy będzie największy możliwy do kupienia spławik wyczynowy do przepływanki. 15, 18, 20 g, są i takie. Kilu nie ucinać, zadbać, żeby antenka była wyjmowalna, z zapadnięciem ciemności zastąpi ją świetliczek i średnicy 3 mm. Jeśli w okolicy nie będzie takich spławików, potrzebny będzie jakikolwiek spławik z możliwością ulokowania światełka. Byle nie był za bardzo wyporny. 20-25 g najwyżej. I żeby bez trudu można było regulować grunt. Będziemy go zmieniać niemal na każdym stanowisku.  Przypon z żyłki o oczko cieńszej od głównej, krótki, 20 cm, krętlik, odbijacz z igelitowej koszulki lub oliwka z kanałem zabezpieczonym igelitem - niech nie wali w węzeł i go nie osłabia. Waga oliwki - ok. 8 g, żeby tylko spławik postawić i żywca opuścić. Jeszcze dwie podpórki z regulowaną wysokością i latarka na czoło, no i, podbieraczek z wysuwaną rękojeścią, jak najdłuższą koniecznie, ale dający się zawiesić na plecach. Pora i ten kawałek brzegu Po południu, z zaliczeniem granicy dnia i nocy i pierwszych godzin po zapadnięciu ciemności. Miejsce nie może być przypadkowe. najlepiej, ześli z brzegu do wody opadać będzie kamienna opadka. jeszcze lepiej, jak w odległości 2-3 m od brzegu będzie taka stara, rozmyta odbojnica nurtu, linia gruzu. Tak ze 200-300 metrów. Bez wędkarzy, bez konkurencji. Ale z wygodami, czyli ze ścieżką nad opaską, żeby, szczególnie po nocy, nie stukać kamieniami i nie wlecieć do zimnej wody. Jeśli nie jest to kawałek wody znany jak własna kieszeń, trzeba kilka razy przejść ten odcinek ze spinningiem albo z przystaweczką jaziowo-leszczową. Poznać każdy metr, wytypować stanowiska, a nawet tu i ówdzie przygotować sobie stanowisko, uprzątnąć gałęzie, wyjąć z wody krzaka. Potem warto śledzić prognozy pogody, albo spoglądać na barometr. Trzy są momenty najlepsze na jesienne, wędrowne żywcowanie - najlepszy utrzymujący się przez trzy lub więcej dni niż, o wiele gorszy długotrwały wyż. Ciśnienie wyraźnie spadające lub zwyżkujące powinno odwołać wyprawę, zaś wahające się migrenowo raz w jedną, raz w drugą stronę rokuje zupełnie nieźle. Od punktu A do punktu Z... Takie to łowienie, jak w tym znienawidzonym zadaniu. Stanowiska już wybrane - to wszystkie dołki i obrywy pod opaską, mikro zastoiska za jakimś obrywem, za głazem krzakiem, miejsca skąd daje się spuścić z zatrzymywanie zestaw wzdłuż rynny wymytej tuż pod kamieniami, a jeśli kamienie odchodzą od brzegu - powinny nas zainteresować miejsca, gdzie równo ciągnąca woda wymyła głębinki w twardym dnie. Za dnia to nie problem - dochodzi się to miejscówki, dwoma, trzema wpuszczeniami ustawia grunt - tak żeby rybka pływała w pół wody. Przedtem koniecznie trzeba ustawić podpórki, siedzisko, no i rozłożyć podbierak. Bywa, że sondowanie kończy się braniem wyrywającym wędkę z ręki...  Tu kilka słów o żerowaniu sandaczy w takich miejscach - mają one zwyczaj, samotnie lub w niewielkich grupach, patrolować wzdłuż opaski, poruszając się po głębince. Poruszają się powoli, takim rybim trawersem, nieco skosem ku brzegowi. Gotowe są wyskoczyć w każdym momencie do zdobyczy. Nie, raczej nie atakują ryb od ogona, uderzają wówczas, kiedy rybka zaprezentuje się, rozbłyśnie, zabieli w całej okazałości. Bije z dołu do góry, idealnie wykorzystując napór prądu, jak żaglowiec płynący ostrym bajdewindem... Niekiedy przecież słychać te sandaczowe cmoknięcio-chlupnięcia, kiedy woda, łakomstwo i temperament wyniesie je nad powierzchnię. Sandacz to podstępny, i mniej leniwy od szczupaka zbój. Lubi odpocząć tu i ówdzie, za jakimś kamieniem, za muldą, w jamie, ale jak na przedwieczorzu zaczyna żerować to zdobyczy szuka z zaangażowanie. Jeden, drugi patrol - jak dopłynie do krańca, to pośpiesznie, jak mówią płetwonurkowie, bokiem do nurty spływają i wracają na zbójecki szlak. Gdzieś w pobliżu - jeśli miejsce słynie z sandaczy, to tak po prostu jest, czeka kolejna sandaczowa granda, aby zmienić, te, które się nasycą i odpłyną trawić. Właśnie w czasie tych powrotów są najczęściej łowione na spinning - po prostu nie przepuszczają okazji. Żywcówka, o której mowa, to łowienie sandaczy żerujących. A więc ryb nastawionych na atak. Brania spodziewać się można zawsze - i wówczas, kiedy przynętę opuszcza się, i wówczas, kiedy chce się ją wyjąć. Jeśli poczujemy pobicie, trzeba postąpić wbrew naturze - puścić natychmiast top ku wodzie i podcinać po sekundzie przerwy. Kiedy atak nie nastąpi natychmiast, trzeba wędkę odłożyć na podpórkę, nie zamykać kabłąka, ale łuk głównej włożyć pod gumkę recepturkę, w spinacz od bielizny przyklejony do kija plastrem, czy zastosować jakikolwiek inny patent pozwalający drapieżcy wyrwać żyłkę z zabezpieczenia i porządnie złapać rybkę założoną za górną wargę. W innym przypadku żywiec zostanie z haka zerwany. Opóźnienie wówczas jest idealne - zanim się zatnie, hak znajdzie się w zębatej mordzie, spadnie kilka kilkanaście zwojów żyłki - uwaga na zbyt sztywne Dragony, Strofty, Kevlary, Siglony, broda pewna, ryba stracona - i chwila w której ręka spadnie na dolnik jest idealna do zacięcia. Kabłąk zbić, luz wybrać jak najszybciej i w nocha!  |