Z cyklu dla "Expressu Wieczornego" - o historycznych i mentalnych przyczynach odwrócenia się od Wisły mieszkańców Warszawy. | |
Od zarania dziejów nad rzekami powstawały ludzkie osady. Rzeki bowiem niosły życie - po pierwsze wodę do picia. Ta sama woda po wykopaniu fos dawała poczucie bezpieczeństwa. Rzeka była też szlakiem komunikacyjnym, przez stulecia wygodniejszym i bardziej efektywnym od dróg lądowych. Darzyła ludzi pożywieniem - łowiono ryby, polowano na zwierzęta, które przy rzece mieszkały w wielkiej obfitości, wreszcie nawadniała i użyźniała pola. Ale Wisła miała pecha. Przyszły zabory, które ten arcyważny dla Polski szlak wodny podzieliły granicami. Rzeka przegrała z odrębnymi systemami prawa handlowego, z komorami celnymi, z odmiennymi koncepcjami zabudowy hydrotechnicznej. Podupadła jako droga żeglugowa, zachowując drożność na odcinkach lokalnych... Mam znajomego Anglika, którego kapitalizm przed kilku laty nad Wisłę przywiódł. I bardzo go złości, gdy większość zaniedbań, jakie w Polsce spotyka, o rozbiory się opiera, rozbiorami tłumaczy. I komuną. Peter Thumbe, specjalista od księgowości i przepływu kapitału, jest rodowitym londyńczykiem i wszystko do City porównuje. Opowiada chętnie, w jakim stanie przed dziesięciu, piętnastu laty była Tamiza. Rzeka-trup, rzeka-brud, rzeka-fetor... Nie było ryb, nie było ptaków, za to ludzkie mrowie poruszało się po farwaterze. Statki rzeczne i mniejsze jednostki morskie, barki, szalandy, jachty... Życie biologiczne zduszone zostało przez koncepcje zagospodarowania hydrotechnicznego z lat sześćdziesiątych, gdzie jedynym celem było gospodarcze wykorzystanie rzek. Nie było zaborów, nie było komuny, a rzeka i tak umarła w sensie przyrodniczym. Jedyna różnica, którą widzi między Wisłą a Tamizą angielski księgowy, to fakt, że od brytyjskiej królowej rzek nigdy nie odwrócili się ludzie, natomiast dla mieszkańców Warszawy Wisła praktycznie nie istnieje. Ekologiczne przebudzenie, które nastąpiło w krajach zachodnich, pozwoliło na odnowę biologiczną rzek w bardzo krótkim czasie. Dziś do Tamizy wchodzą łososie, zaś inne ryby łowi w niej setki posiadaczy niewielkich łodzi wędkarskich. Dotyczy to także niemieckiego Renu, francuskiej Sekwany i Rodanu, włoskiego Padu... Mój znajomy Anglik, z którym często spotykam się podczas spinningowania na jednej z wiślanych ostróg w pobliżu warszawskiego ogrodu zoologicznego, jest typowym wytworem kultury yuppies - jest jeszcze młody, jest stuprocentowym mieszczuchem, dwustuprocentowym profesjonalistą, który nie ma najmniejszych oporów, by dla dobrej, ciekawej, znakomicie opłacanej pracy przenosić się z miasta do miasta, z kraju do kraju, znad jednej rzeki, nad kolejną. Zna doskonale paryskie bulwary, przez dwa lata pił piwo w bremeńskich bierstubach rozlokowanych na nabrzeżach Wezery, często odwiedzał Hamburg z jego Łabą. Kiedy nadszedł okres fascynacji krajami Europy Środkowej, bywał nad Dunajem, nad Wełtawą, nad Szprewą, Newą i Dźwiną... I nigdzie - ani w Budapeszcie i Belgradzie, w Pradze, w Berlinie, Piotrogrodzie i Rydze - nie widział, by mieszkańcy odwrócili się plecami od rzeki, w taki sposób, jak dzieje się to w Warszawie. Irytuje się niesamowicie, gdy farfocle, jakie wieszają mu się na żyłce, tłumaczę realnym socjalizmem, piekli się, gdy brak ścieżki rowerowej wzdłuż rzeki i kikuty latarń wzdłuż istniejących chodników wyjaśniam powojennym czterdziestoleciem.  - Zajrzyj do albumu swoich rodziców, zajrzyj do albumu warszawiaków z wcześniejszego pokolenia - mówi i ze złością ciska przynętę w wiślany nurt. Wie, co mówi, mieszka od dwóch lat na Powiślu, u rodziny, która zawsze była stąd. Szukam więc wśród znajomych warszawskich albumów i już w pierwszym, wśród czarno białych fotografii, znajduję pamiątkowe zdjęcie z parostatku "Traugutt" napędzanego bocznymi kołami - to z wycieczki do Czerwińska. Znajduję też fotki z kajakowych eskapad na wysokości Portu Czerniakowskiego, z żeglarskich rejsów wzdłuż Wału Miedzeszyńskiego. Wszystkie pochodzą z lat sześćdziesiątych. I na wszystkich odnaleźć da się ten sam ruch, który widać na płótnach Baciarellego. Zaczynam się zastanawiać nad tym, gdzie się podziała Wisła warszawska... Przecież nawet ja ją jeszcze pamiętam z dzieciństwa.  |