Mor-mormyszka
Autor: Jacek Jóźwiak   
Wszystko o mormyszkach i technice mormyszkowej. Rodzaje tych przynęt i różnice w technikach prowadzenia. Wzbogacanie prowadzenia, prowokacje. Jak, na co, gdzie. Co gwarantuje poprawne prowadzenie. Kiwaki, wędeczki i co zależy od wedkarza. Łowienie pod lodem

Zbiornik Kijowski na Dnieprze - to tylko dwadzieścia kilometrów od centrum stolicy Ukrainy. Zimą widok godny obiektywu najlepszego fotografika. Z tamy rozpościera się niesamowita panorama na ogromny zalew. Zalew ma ponad 100 km długości i 20 szerokości. Na lodzie gęsto od wędkarzy - w niedzielę tysiące ludzi topi tu swoje przynęty. Głównie mormyszki. Na śniegu okonki, płotki, krąpie, leszcze, zdarza się jaź, kleń...

Dla niebogatych Ukraińców złowiona ryba stanowi niebagatelne uzupełnienie jadłospisu. Choć, tak jak wszędzie, wędkarskie żony twierdzą, iż pasja męża więcej zabiera niż daje.

Dobra mormyszka kosztuje nawet dolara na wędkarskiej giełdzie. Jeszcze kilka lat temu kraje powstałe po rozpadzie ZSRR zaopatrywały w tę kiełżopodobną przynętę całą Europę. Dziś trafia ona na hobbystyczne targowiska wprost z zakładów rzemieślniczych Polski i Słowacji...

Mormyszka - tak przynajmniej twierdzą Rosjanie - narodziła się gdzieś za Uralem. W wielkich rzekach i jeziorach Syberii kiełż, maleńki, dorastający do półtora centymetra skorupiaczek przypominający krewetkę, występuje zimą masowo i stanowi podstawę pożywienia wszystkich gatunków ryb. Ktoś to wypatrzył, ktoś skonstruował z cyny czy z ołowiu pierwszą sztuczną przynętę mającą kiełża naśladować. A potem wszystkich ogarnęło szaleństwo - do dzisiejszego dnia za najłowniejsze uważa się mormyszki szczerozłote lub srebrne, jednostronnie pozłacane. Ileż ślubnych obrączek i najdroższych łyżek do cukru zamieniło się w podlodowe przynęty, wiedzą kobiety znad Jenisieju, Obu, Leny...

NIE KAŻDEMU PSU BUREK

Istnieje co najmniej kilkanaście rodzajów mormyszek. Te ze wschodu generalnie konstruowane są na identycznej zasadzie - kropla cyny z wtopionym w bok przynęty cienkim haczykiem, otwór do przewlekania żyłki w środku ciężkości, tak by przynęta poruszała się w wodzie z hakiem w położeniu poziomym. Kształt najrozmaitszy - od zwyczajnych kulek, przez różne półkoliste albo geometryczne formy, po staranne odlewy w kształcie owadów, ich larw, skorupiaków, stawonogów.

Do ostatnich lat dla naszych kolegów ze wschodu najbardziej istotne były refleksy świetlne dawane przez mormyszki. Dlatego też w cynę wtapiane były mosiężne, miedziane, niklowane blaszeczki. Z rzadka barwiono je na ciemny, brunatny lub granatowy metalik, czasem na metalizowaną czerwień.

KIEŁŻ A'LA KECZUA

Dziś docenia się rolę kolorów - właśnie w Polsce nastąpiło pogodzenie tendencji rosyjskich i amerykańskich. Dla Amerykanów kształt mormyszki nie jest istotny, ważna jest barwa. Typowa "mormyszka" znad Wielkich Jezior to zwyczajna cynowa lub ołowiana łezka o pionowo położonym haku, malowana w dziesiątki wzorków. W paski, kropki, półcienie - jak się da, jak się wymyśli.

Ale mormyszka z Ameryki nie jest tak łowna jak ta rodem z Sybiru. Boczne położenie haka okazało się doskonalsze, znacznie mniej we wschodnim modelu pustych zacięć. Polscy rzemieślnicy od bodaj siedmiu lat produkują mormyszki o ruskim kształcie i amerykańskich kolorach. Używają przy tym haczyków najlepszych firm światowych, wtapiają w korpusy miniaturowe podwójne kotwiczki, które znacznie poprawiają "ciętość" przynęt. Korzystają też z farb najlepszego gatunku - polska mormyszka przypomina emaliowaną biżuterię Majów czy Indian Keczua. Wędkarze ze Wschodu oszaleli na punkcie naszych mormyszek...

NAŚLADUJĄC NATURĘ

Prowadzenie mormyszki nie jest specjalnie skomplikowane, choć pewnej wprawy wymaga. Mormyszka powinna być unoszona w górę i w dół na dość krótkim, 10-25 centymetrowym odcinku. Przez cały czas musi podskakiwać, drgać, dygotać, trząść się. Podczas unoszenia należy więc bardzo delikatnie potrząsać szczytówką wędziska, tak by kiwaczek lekko i jednostajnie się uginał. Bardzo ważne jest dobranie amplitudy drżeń do aktualnego apetytu ryb. Okazało się bowiem, że jednego dnia okonie czy płocie interesują się szybko drżącą przynętą, innego uderzają wyłącznie w mormyszkę podrygującą raz na sekundę.

Przynętę opuszcza się na dno, przez chwilę "miesza muł", a później jednostajnym ruchem (cały czas podrygując szczytówką) unosi się o kilkanaście centymetrów. Wprawni mormyszkowcy przerywają co kilka centymetrów podnoszenie szczytówki i wykonują serię drgań na tym samym poziomie. Podobnie czynią podczas opuszczania wędziska - właśnie wówczas następują najczęstsze brania okoni, płoci i krąpi. Natomiast leszcze atakują mormyszkę na ogół w momencie powtórnego położenia jej na dnie łowiska.

NIE SAMĄ MORMYSZKĄ...

Zasadą techniki kiełżowej jest dozbrajanie przynęty larwami ochotki, najdrobniejszą kalifornijką lub pojedynczym białym robakiem. Niektórzy z powodzeniem stosują larwy kornika, trafiają się także wędkarze makabryczni, którzy na hak zakładają wydłubane oczy złowionych okoni.

W ostatnich latach stosuje się z powodzeniem tandemik dwóch sztucznych przynęt - na Zachodzie wyprodukowano śliczne, czerwoniutkie sztuczne ochotki z lateksu. Ryby nabierają się na nie nieprzytomnie - ich "powiewanie" ciekawsze jest od oryginału, poza tym są dużo bardziej trwałe, z rzadka przez ryby zdejmowane. Jedna paczuszka wystarczy mało aktywnemu wędkarzowi na całą zimę.

DRŻENIE

Wielu wędkarzy twierdzi, że do łowienia nawet ciężką mormyszką zbyt gruba jest żyłka o przekroju 0,10 mm. Najczęściej stosuje się dobrej klasy monofil o przekroju 0,08 - przynajmniej na łowiskach do 4 m i dla niewielkich przynęt.

Podczas poszukiwania siei i grubego okonia na bardzo głębokich łowiskach, ciężkimi, nawet dwu i półgramowymi łezkami, do przyjęcia jest stosowanie "dwunastki". Grubsza żyłka nie przenosi na mormyszkę drgań szczytówki i kiwaka. Ci, którzy samodzielnie wykonali dobre wędziska i dysponują kołowrotkami najwyższej klasy, używają nawet "zeroszóstki" - na takim włosku cudownie pracuje nawet najdrobniejsza mormyszka.

Najprostsze wędziska to króciutka rękojeść, motowidełko na żyłkę i dwudziestocentymetrowa szczytóweczka z jakiegokolwiek niezbyt sztywnego tworzywa. Rosjanie twierdzą, iż końcóweczka służy jedynie do nadania mormyszce drgania oraz do zacięcia ryby. Hol z reguły wykonywany jest przy pomoc rąk, po odłożeniu wędki na lód.

SZCZYT WSZYSTKIEGO

Cóż, co kraj to obyczaj - widziałem koło Kijowa, jak Ukraińcy wyciągali w ten sposób na "Tectanie" 0,08 półtorakilowe okonie i dwukilowe leszcze. Ale pytani przeze mnie, od kiedy łowią pod lodem, z reguły odpowiadali "usiu żyzń", całe życie. Dla człowieka, który nie ma takiego doświadczenia, bezpieczniejsze będzie wędzisko zaopatrzone w przelotki, bardzo delikatną szczytówkę z włókna szklanego i sprawny kołowrotek o stałej szpuli.

Wykonanie szczytówki i osadzenie jej w odpowiedniej rękojeści jest bardzo proste. Wystarczy kupić najdelikatniejszy, nieuzbrojony tipik z włókna szklanego, zaopatrzyć go w przelotki - wędkarze, którzy korzystają z kiwaka osadzanego centralnie na czubku wędki powinni pozostawić wolny trzycentymetrowy odcinek, ci, którzy wolą kiwak boczny, mogą zapleść przelotkę na końcu wędeczki. To samo mogą uczynić ci, którzy stosują kiwak nadszczytówkowy, z tym że przelotka końcowa nie zagina się wówczas pod kątem, ale jej oczko położone jest w linii wędziska, poziomo na płask.

I właśnie, kiwaki...

KIWAJ MNIE

U naszych wschodnich sąsiadów można spotkać dziesiątki wzorów wykonanych z setek różnych tworzyw.

Każdy podlodowy wędkarz przysięga, iż jego kiwaczek jest tym najlepszym, tym jedynym.

Tymczasem nie rodzaj kiwaka ani tworzywa, z którego jest wykonany, decyduje o efektach połowu, a wprawa i przyzwyczajenie. Ja sam preferowałem sygnalizatorki centralnie nanizywane na szczytówkę, zaś ostatnio nawet rezygnuję z nich zupełnie, ale mam kolegów, którzy nie zmienią na nic kiwaka bocznego czy nadszczytówkowego.

Kiwak ma dwa zadania - jest sygnalizatorem brań i elementem przenoszenia na mormyszkę drgań wędziska. Łagodzi i upłynnia pracę przynęty. Musi być wykonany z miękkiego, wręcz delikatnego tworzywa, jednocześnie ma być sprężysty i mało ustępliwy. Wykonać go można z dziczej szczeciny, sztywnej żyłki wędkarskiej, ze struny do mandoliny, ze stalowej spiralnej sprężynki i ze sprężyny damskiego zegarka. Można go zrobić z rowerowego wentyla, z paska wyciętego z pudełka po kefirze czy z plastikowej teczki do akt. Ze wszystkiego, co wpadnie pod rękę wędkarzowi...

Zaś generalnie istnieją tylko trzy rodzaje kiwaków:

Centralnie mocowany - jest to sygnalizatorek będący przedłużeniem szczytówki wędziska. Może być przytwierdzony gumowymi bądź polietylenowymi koszulkami, nicią, miniaturową skuweczką, specjalnym uchwycikiem. Może być też nakładany bezpośrednio na tip - sprężynka spiralna, wentyl. Na końcu kiwaka znajduje się najczęściej oczko służące do przewleczenia żyłki, bywa ono pomalowane farbką tluo dla lepszej widoczności.

Kiwak boczny - to sygnalizator z tworzywa lub drutu wygiętego w taki sposób, że jego końcówka z oczkiem leży o dwa, trzycentymetry z boku wędziska. Może być do niego prostopadła bądź równoległa. Służy raczej do połowów na cięższe przynęty, aczkolwiek te najdelikatniejsze nieźle pokazują nawet ostrożne brania.

Kiwak nadszczytówkowy - wykonany z tworzywa, drutu lub płaskiej sprężyny sygnalizator wygięty ku górze, przymocowany nad końcówką wędki. Przelotka końcowa położona jest na ogół "na płask", oczko kiwaka w momencie brania kładzie się na niej. Kiwak nadszczytówkowy przez wielu wędkarzy uważany jest za najbardziej "cięty" - i jest to prawda, ze względu na ograniczenie jakim jest szczytówka, częste są samozacięcia ryb, szczególnie okoni i płoci.

PODLODOWY DS

Coraz częściej, bodaj od dwóch sezonów, spotyka się na lodzie wędkarzy, którzy z kiwaka rezygnują. To zwolennicy połowów metodą drgającej szczytówki. Należę do fanów quiver tipu, więc najdelikatniejszą szczytóweczkę obrobiłem drobnym papierem ściernym, tak że ostatnie dziesięć centymetrów zwęża płynnie od milimetrowej grubości do 0,3 mm. Na jej końcu przymocowana jest przeloteczka z żyłki 0,25, druga, z drutu znajduje się 7 cm poniżej.

Wędka zmieniła się w podlodowy "quiver tip", sygnalizuje wspaniale, świetnie zacina i amortyzuje opór najtęższych ryb. Znakomicie też, lepiej niż kiwak, przenosi drgania na mormyszkę.

Właśnie, drgania - od dziesięciu lat można na Wschodzie kupić elektroniczne wędeczki do połowów mormyszkowych. Prosty układ można też zmontować samodzielnie. Większość wędkarzy wyraża się o tym wynalazku niedobrze - uważany jest za bezużyteczny i kosztowny gadżet. Mam odmienne zdanie - możliwość regulowania amplitudy brań znacznie upraszcza łowienie. Jest tylko jeden warunek - należy natychmiast wymienić szczytówkę wędki, najlepiej na "quiver tip", przymocować do rękojeści kołowrotek. Tak przerobiona elektroniczna wędeczka staje się w ręku wędkarza morderczą bronią. Choć chyba to także wyłącznie kwestia wprawy. Koniec tekstu!