Mamuci kiełb |
Autor: Jacek Jóźwiak | |||
W dorzeczu Bugu i Narwi nazywają ją mamucim kiełbiem. Jak większość lokalnych nazw i ta jest niezwykle celna. Kształt kiełbia, walcowate ciało, mocny wąski łeb, niewielkie, hydrodynamiczne wygrzbiecenie. I wąsiki w kącikach typowo dolnego pyska. Siła słonia, czy - jak kto woli - mamuta. I wielkość w porównaniu do kiełbika słoniowa. Warszawscy spinningiści na wiślanych rafach miewali szóstki. Wyciągali je. Miewali siódemki - wyciągali je niezwykle rzadko. Ósemki - o, tych nie doprowadził do ręki czy podbieraka żaden ze znanych mi wędkarzy. Na brzanie trzaskają przypony, prostują się haki i kotwice, palą teflonowe podkładki kołowrotkowych hamulczyków. W arsenale obronnym W trakcie walki brzana potrafi przymurować do dna. Siedzi przy kamieniach jak przyklejona. Oderwać ją niezwykle trudno. Wymaga to cierpliwości. I wyczucia. Czasem trzeba kij trzymać w maksymalnym naprężeniu nawet kilka minut. Nie pomagają żadne pukania w blank, modulacje napięcia żyłki, pstrykania czy wygrywane na niej tremola. Murowanie jest niebezpieczne dla wędkarza. Zdarza się, że walcząca o życie brzana rozpaczliwie trze mordą po kamieniach. Nie ma linki, która wytrzyma takie tarcia. Dlatego hol mamuciego kiełbia wymaga kunsztu i zimnej krwi. I stałego napięcia wędziska na max, ustawienia hamulca na najwyższą, wytrzymywaną przez linkę wartość. Nie wolno pozwolić, by brzana szorowała pyskiem po głazach i żwirze. Ale mocny hamulec A wielkie to zaiste zagrożenie - pierwszy promień jest poząbkowany niczym nóż używany przez facetów ze szkoły przeżycia. Zasuszoną płetwą można przeciąć wierzbową witkę. O brzanowej grzbietówce stworzono legendy. Szczególnie na warszawskim odcinku Wisły, gdzie woda mętna i ryby nigdy nie widać. Starzy wędkarze twierdzą ze śmiertelną powagą, iż zacięta brzana staje na głowie i dotąd jeździ swoją piłką po żyłce, dokąd jej nie przerżnie. I choć w czystej wodzie widać, że jest to raczej kwestia przypadku, to przepiłowanie żyłki zdarza się często. Łowcy brzan starają się znaleźć wyjście z sytuacji. Mają nie lada orzech do zgryzienia - pamiętają przecież o konieczności mocnego dokręcenia hamulca. Ale możliwość gwałtownego odpuszczenia jest podczas holu tych ryb niezbędna. Jedni więc "korbują" brzany, czyli podczas polowań na nie nie blokują wstecznego biegu kołowrotka i mogą skontrować "piłowanie" przez odpuszczenie żyłki korbką. Inni zaopatrują się w kołowrotki z dodatkowym dragiem, tzw. hamulcem walki lub dorabiają go w standardowych maszynkach. Wystarczy ruch kciuka, by poluzować hamulczyk... Jeszcze inni do łowienia barwen (bo i tak się brzany nazywa) używają wyłącznie bardzo miękkich wędzisk i cieniutkich żyłek. Wydaje się to paradoksalnym bezsensem - w praktyce okazuje się jednak, że delikatne kije i często uruchamiany hamulczyk zdecydowanie mocniej forsują rybę od sztywnych standardów. Poza tym w holowanej rybie rzadko uruchamia się wówczas pełna detrminacja, zaś większość technik obronnych okazuje się na takiej witce niemożliwa do zastosowania. Barwena dla każdego rzecznego wędkarza stanowi trofeum nobilitujące. Latem nie jest łatwo sięgnąć po brzanę, szczególnie na wielkich rzekach, w krainie leszcza. Barweny po tarle odbytym na śródrzecznych rafach i żwirowiskach pozostają w znacznym oddaleniu od brzegu. Zbliżają się doń niekiedy, ale warunkiem jest wówczas bliskie sąsiedztwo kamieniska, dość głęboka rynna wysłana głazami. Z rana i pod wieczór niektóre ryby wpływają nawet w wysłane mułem żerowiska leszczy, ale nie dzieje się tak codziennie i wizyta taka nie jest specjalnie długa. Częściej barweny żerują na skraju leszczowego spowolnienia. Zatrzymują się na wycieraczce, jak mawiał mój dziadek, kiedy opowiadał mi o życiu tych wspaniałych ryb. Można po nie sięgnąć mocno obciążoną przystawką, da się je łowić bardzo długim kijem do przepływanki. Zdarza się jednak, że stanowiska brzan na wielkich rzekach oddalone są od brzegu nawet o kilkadziesiąt metrów. Nie każdy wędkarz dysponuje łodzią, mało kto przeprawia się pontonem na kamienne rafy czy osadzone na skalnej opoce wyspy, więc z brzegu po barweny może sięgnąć jedynie ciężką gruntówką. Można jednak na niektórych wiślanych główkach natknąć się na wędkarzy mało siermiężnych, potrafiących wykorzystać zdobycze techniki i technologii oraz przełożyć starodawne tradycje z nowoczesnością. To konieczność, warunek, aby świadomie, regularnie łowić duże brzany z wielkich rzek. |