Więcej o niżówce |
Autor: Jacek Jóźwiak | |||
Kiedy upały trzymają, to woda jest coraz niższa. Ci, którzy nie przeżyli jeszcze prawdziwej niżówki na dużej rzece, powiedzmy, na Narwi, Bugu, Wiśle, są w chwili jej nadejścia rozczarowani. Wygląda na to, ze ryby gdzieś wymiotło, zaś najbardziej logiczne penetrowanie pozostałych w rzece dołów także nie przynosi spodziewanych efektów... Rzecz zresztą dotyczy także rzek średniej wielkości - tam także dołki są puste... Przypomniano mi ostatnią niżówkę, bodaj sprzed 3 lat, kiedy tak chwalona przeze mnie Wisła przynosiła rozczarowania większości kolegów. Poproszono - napisz, co robisz z niska wodą, jak to jest, że łowisz wówczas więcej niż kiedykolwiek... No dobra, to na szybko kilka tekścików o tym, czego ja właściwie szukam na niżówce... Że ryb szukam, tak jak wszyscy? No niby tak, ale wielkie rzeki, to nie potoki o wodzie klarownej jak kryształ, ale mętne cieki o wodzie zapiaszczonej, zamulonej, zaglonionej - podczas stanów niskich bardziej niekiedy niż kiedykolwiek. Ryby w takiej wodzie - nawet jeśli są, nie zawsze chcą brać. Z bardzo różnych przyczyn. Szuka się więc nie ryb, a siedliska z najlepszymi w okolicy warunkami bytowymi. Znam starego Wiślaka, który operuje jednym z najpiękniejszych wędkarskich skrótów myślowych, jaki kiedykolwiek słyszałem... - Ja szukam takich miejsc w wodzie, gdzie ryby mogą być wesołe - mawia... Ci, którzy zbierają wędkarskie sentencje, właśnie to mogą sobie wpisać gdzieś na górze swojego sztambucha... I kolejne, bardziej prozaiczne - nie będzie łowił ryb w niskiej wodzie ten, kto do niej nie wejdzie lub na nią nie wypłynie. Ponton, spodniobuty, trampki i krótkie gatki, to podstawa podczas niskich stanów. Bez nich, trzeba się przenieść na jeziora. Pierwsze kroki Niżówka pojawia się - jeśli ma się pojawić - dopiero w sierpniu. Ale wówczas rzeki opadają niemal w oczach i tydzień nieobecności nad wodą przyprawić może o szok. Wszyscy niemal rzucają się do poszukiwania dołów. Wśród płycizn, spowolnień, wyłażących nad powierzchnię łach i zamulisk, każde zagłębienie wydaje się wędkarskim eldorado. Wpadają tam zestawy spławikowe i gruntowe, posyłane bywają przynęty spinningowe. I najczęściej okazuje się, że na próżno. Ryb w dołkach nie ma wcale lub to, co stamtąd można wyłowić nadaje się na obsadę akwarium, a nie do wpisu w wędkarskim pamiętniku. Może więc zamiast posługiwać się tzw. logiką, warto spróbować zebrać przesłanki uprawniające do logicznych dociekań... Czego ryby potrzebują najbardziej? Tlenu, żarcia i poczucia bezpieczeństwa... Warunki tlenowe i temperaturowe... Co prawda sierpień i pierwsze dwie dekady września, kiedy najczęściej występują niżówki, to już czas poza największymi upałami, to jednak słońce, szczególnie od południa aż po wieczór, potrafi podgrzać wodę na krawędź rybiej wytrzymałości. Podgrzać, a więc i zabrać z niej tlen. Niska woda oznacza dla rzeki o wiele więcej zastoisk, odciętych łach - kiedy przyjrzeć się na przykład ogromnej Wiśle, to na dobra sprawę składa się ona na swoich najszerszych fragmentach z całego szeregu rzeczek, rzeczułek, strumyków... Płyną one, wolniej, szybciej lub całkiem szybko pomiędzy przykosami, wysepkami, a nawet pomiędzy partiami stojącej lub ledwo płynącej wody... Pierwsza zasada - zastoiska na niżowej rzece można traktować jak suchy lad, choćby stały nad dołami o 10. metrowej głębokości. Z zastoisk słońce najwcześniej wydusza tlen, a jako, że na dużych rzekach niewiele jest roślinności podwodnej, niewielkie są szanse na tlenową regenerację. Na niżówce trzeba wybierać pomiędzy rzekami, rzeczkami i strumykami, które toczą swe wody odrębne w wysychającym korycie. Ktoś w spodniobutach czy w pontonie buszujący po wodzie mijać będzie niekiedy dziesiątki takich cieków. Podczas niskich stanów są one bardzo widoczne, łatwo rozróżnialne. I kuszą - na przykład spinningistę - by posłać w strugę płynącej wody woblerka, gumkę, obrotówkę... Nie każda jednak "rzeka w rzece" zapewnia rybom wszystko, co im jest do życia potrzebne... Sam tlen i niższa temperatura nie wystarczają. Zresztą, jeśli się przyjrzeć "warunkom tlenowym" w tych wszystkich strumykach, to są one rozmaite... Odpuścić w ciemno można sobie wszystkie "krótkie" strumienie wśród zastoisk. Choćby i te najszybsze. Woda, aby się natlenić, musi się rozpędzić, znaleźć możliwość zmieszania się z powietrzem, pofalować na powierzchni, zbełtać... Do tego nie wystarczy kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt metrów rynny wśród piaszczystej, niedawno ustalonej przykosy. W ogóle warto sobie zapamiętać, ze można szerokim łukiem omijać wszystko, co na rzece utworzyło się niedawno - w tym roku, przed rokiem... (może poza kamiennymi tworami wzniesionymi ludzką ręką). Na niżowej wodzie wszystko, co żyje i jest nieco większe od tegorocznego wylęgu, ucieka znad piasku... Ucieka też znad mułu... Tak naprawdę, to rzeczki w rzece maja szansę natlenić się dobrze wszędzie tam, gdzie w nurcie są jakiekolwiek "twarde" przeszkody - kamienie, iłowe i gliniaste zbrylenia, zwalone drzewa, zatopione konary... Byle nie był to pojedynczy karcz wśród miałkiego piachu, kilka głazów na grzbiecie przykosy, iłowa płyta wśród tegorocznych nanosin... W niżowej rzece zresztą nie szuka się pojedynczych ryb - szuka się dużej połaci, która położona jest wśród nieprzyjaznych warunków... Szuka się oazy, w której zamieszkać może mnóstwo różnych ryb. Bywa, że przełazić trzeba spory kawał rzeki, aby takie miejsce odnaleźć... No, dobra, ale jaki to ma być ten kawałek? Do piachu z tym piachem Na niżówce głównym nieprzyjacielem wędkarza jest miałki piach... Nie, nie dlatego, że może wciągnąć, bo na ogół niżowe przykosy bywają mocno ustalone, ale przez to, że - poza rzadkimi kiełbiami i inną drobnicą - nie ma nad piachem ryby... Miejscówki nad piachem nie zapewniają rybom podstawowych warunków do życia. Nawet najbardziej pofałdowane, muldziaste połacie z szybkim nurtem nie powodują mieszania się wody z powietrzem, na tle piachu nawet najbardziej upodobniająca się do podłoża ryba może zostać dostrzeżona przez swoich wrogów, choćby przez to, że po podniesieniu się nad dno pozostawi wyraźny cień. Jedzenia też na takich stanowiskach jak na lekarstwo... Podobnie nieprzyjazne są strefy mułu - o tlenie nie ma co mówić, bo muł osadza się w zastoiskach... Przez tlenowe niedobory trudno też mówić o obfitości pożywienia - bezkręgowcom tlen także potrzebny jest do życia... Można jednak w dużej i średniej rzece znaleźć - szuka się jak najrozleglejszych - strefy nurtu, gdzie drobny piasek został wypłukany przez muł. Niektórzy mawiają, że najlepsze miejsca na niżówce to te wypłukane do opoki. Nie bez kozery mawia się też, że stanowisk na rzece szuka się głównie nogami. Podeszwą wszak można wyczuć podłoże, nawet jeśli nie jest bosa. Gdy wśród przykos i piaszczystych jęzorów wyczuje się twardy drobny żwir, już jest lepiej, zmieniają się rokowania. Tu wśród kamyków i kamyczków znaleźć schronienie może ośliczka i inne skorupiaki, larwy owadów i inne bezkręgowe stworzenia. Także inne szczątki organiczne mogą się w takim podłożu zatrzymać. Kiedy jeszcze od czasu do czasu noga natknie się na sterczący wśród żwiru głaz czy iłowe zbrylenie lub zatopiony karcz, to wędkarz zaczyna zbliżać się do tego, czego szukał - być może właśnie trafił na rybne eldorado. I w tym właśnie momencie warto wspomnieć o pewnych generaliach obowiązujących na niżówce... No więc generalnie ryby podczas dnia trzymają się daleko od brzegu. Poza boleniami średniej wielkości, które grasują po płyciznach, żerując na tegorocznym wylęgu. Drapieżniki te podczas takich rozbójniczych eskapad są, moim przynajmniej zdaniem, praktycznie nie do złowienia. Nawet najbardziej kuszące rynny przybrzeżne, pełne korzeni, zawad, kryjówek są w dzień opustoszałe i mogą co najwyżej obdarzyć łowcę drobną płotką i krąpikiem. W wieczora i w nocy bywają one odwiedzane przez ryby rozmaitych gatunków, ale nigdy nie bywa to jakieś gremialne nawiedzenie, aczkolwiek zdarzają się zbiorowe ataki sandaczy na przybrzeżne opaski. Odnalezienie wymytej do opoki rozległej połaci na śródrzeczu, to wbrew pozorom nie jest przepis jedynie na spinningowe szczęście. Kamienny ideał Dla spinningisty ideałem podczas niskich stanów wód są kamieniste, rozległe rafy znajdujące się w sąsiedztwie głównego nurtu rzeki. Widać je dopiero teraz wyraźnie, niekiedy nawet nad powierzchnie wody wyłaniają się całe kamienne wysepki. Niekiedy rafy takie tworzą się na środku rzeki - przez dziesiątki, setki lat przybywał wokół jakiegoś głazu narzutowego kamień po kamieniu, a może rzeka po prostu odkryła jakieś rumowisko. Koledzy łowiący od wielu lat na wielkich rzekach wiedzą jednak, jak mocarna to siła, szczególnie na gwałtownych wezbraniach. Łowię na Wiśle od ponad 30 lat. Kiedy jeszcze za Gomułki czy wczesnego Gierka była to rzeka spławna, co roku, po przejściu wielkiej wody, na główki, opaski, odbojnice nurtowe wkraczały ekipy uzupełniające wszystkie ubytki w budowlach hydrotechnicznych... Inaczej zresztą te budowle były wznoszone - dziś są to wrzucane na faszynowe materace gruzowiska, kiedyż takie gruzowiska pokrywane były dodatkowo betonowymi profilami i wykładane trylinkami w kształcie litery "x". Rzeka musiała wiele wysiłku włożyć w rozwalenie takiej konstrukcji... Potem budowle wodne przestano konserwować. Po główkach, z których łowiłem z dziadkiem, niejednokrotnie nie pozostał nawet ślad na wodzie, choć tamki sięgały połowy rzeki. Wiosenne i jesienne wezbrania rok po roku wybijały przy brzegu coraz głębszą dziurę i znosiły kruszywo w stronę środka rzeki. Po kilkunastu latach nie pozostało nic nawet z podstawy ostrogi, za to gdzieś w głębi nurtu utworzyła się podłużna kamienna rafa, zazwyczaj pozostająca pod powierzchnią, ale na niżówce wyłaniającą się nad wodę... Niekiedy kamienie z rozmywanej opaski czy główki powiększały istniejąca już rafę o naturalnym pochodzeniu. Dla wędkarza najbardziej kuszące powinny być rafy z obu stron obmywane przez rzekę. Dają najwięcej możliwości, największą liczbę stanowisk i pozwalają zachować samotność, a co za tym idzie, dostarczają najwięcej możliwości taktycznych, poznawczych, po prostu wędkarskich. Jednak na takie rafy nie daje się dotrzeć "na pieszo", trzeba mieć przynajmniej ponton. Zresztą ponton wydaje się tu najlepszy, bowiem jednostka pływająca ma służyć wyłącznie do przeprawy. Śródrzeczną rafę poznaje się bowiem najpełniej podeszwami woderów czy spodniobutów. Istnieją też rafy, które z różnych względów przysypane zostały od strony lądu przykosami, wysepkami i na niżówce daje się do nich dojść w śpiochach. One także rokują nieźle, aczkolwiek najczęściej przy niskich stanach spore połacie wyłączone są z wędkowania - bo sypie na nich piachem. Jednak cierpliwy łowca znajdzie i tutaj miejsca, gdzie rzeka odsłoniła kamienie, płyty iłowe i utworzyła wolne od kurzawki długie żwirowe rynny. Za dnia na skrajach takich raf spinningista może złowić niezliczoną ilość jazi, kleni, a także wspaniałe brzany. W rynnach biegnących skosem po takich rafach - byle były głębsze choć o pół metra - przesiadują stadka średniej wielkości jazi i kleni, które jeden po drugim można zaciąć i wylądować do ręki lub podbieraka. W każdym zagłębieniu na rafie spodziewać się można dużej ryby wymienionych gatunków, szczególnie jeśli po sąsiedzku nurt rwie silną strugą. Na głębszych (przez "głębszość" rozumiem na niżowej rafie miejsca powyżej 1,20 m) i wolniejszych płaniach nawet za dnia można się spodziewać sandacza, szczególnie w pobliżu kamiennych kurhaników niemal wynurzających się z wody. Jeszcze większą nadzieję na sandacza za dnia - niekiedy dużego - niosą bardzo głębokie (nawet do 3 m) i szerokie na 8-12 m rynny biegnące wzdłuż krawędzi rafy, gdzie nurt rwie bardzo szybko i utrudnia podanie przynęty w pobliże dna. Jeśli rafa obmywana jest z obu stron, to sandacze z reguły wybierają rynnę bliższą brzegu, gdyż wieczorem i w nocy ryby te chętnie wybierają się na zbójeckie wyprawy. Trzeba tylko używać bardzo ciężkich główek lub woblerów głęboko nurkujących. Rynny, o których wyżej, wysłane są zawsze większymi głazami oderwanymi od rafy; niekiedy są tak ogromne, ze wydobyte na ląd mogłyby doczekać się tabliczki od konserwatora przyrody. Mimo że woda w rynnie rwie z ogromną siłą, mnóstwo jest tutaj miejsc z wodą niemal stojącą, gdzie przytulisko znaleźć może ryba wielka i mała. W rynnie od strony śródrzecza natomiast spodziewać się można brzan i jeśli jest to rynna naprawdę głęboka, to można natknąć się na osobniki medalowe. Rynny z oby stron są także znakomitymi łowiskami leszczy. W zróżnicowanym dnie, za kamieniami, w grubym żwirze osadza się materia organiczna, która jest pożywką dla nieprzebranego bogactwa bezkręgowców - od skorupiaków, larw owadów, po kolonie racicznic, z którymi znakomicie radzą sobie zęby gardłowe leszczy. I choć to na pozór kraina brzany wśród kraju leszcza, to na niżówce w takich wymyciach koegzystują oba gatunki. Ciężka gruntówka z rosówką, pijawkami, pękiem dendrobeny czy kalifornijki rokuje znakomicie zarówno za dnia, jak i nocą... Sandacza i suma spodziewać się można po załozeniu na hak trupka lub fileta. Niekiedy na tak postawiony zestaw skusi się ogromne klenisko... Na samej rafie, czyli w płytszych jej rejonach warto wstawić zestaw gruntowy w każdy wlew - można się spodziewać brań brzany, klenia, jazia oraz krąpi. Co jednak zrobić, kiedy w okolicy, do której się dociera na ryby, nie widać żadnej kamiennej rafy? Zostać Robinsonem Są rzeki lub odcinki rzek, że kamieni w nich jak na lekarstwo, a nawet jeśli są to dotarcie do nich bywa niemożliwe. Za to niżówka ułatwia dojście - niekiedy nawet w woderach - do wysp zazwyczaj odciętych podczas wyższej wody... Piaszczyste jęzory, czyli wyłaniające się z wody szczyty przykos można sobie odpuścić. O ile jeszcze w lipcu miało sens uganianie się po przykosach za boleniem, o tyle w sierpniu i na początku września ryby te zapatrzone są niemal wyłącznie w tegoroczny wylęg i sprowokowanie ich do ataku na sztuczna przynętę jest niezwykle trudne. Rapę można sobie odpuścić do połowy września. Zadrzewione i zarośnięte wierzbinami wyspy natomiast mogą - szczególnie od strony śródrzecza - obdarzyć ruchliwego wędkarza każda niemal rybą. Warunek - główny nurt musi taka wyspę od tej strony obmywać, wyżłabiać wzdłuż niej głęboką i dość szeroką rynnę. I ile ryby na niżówce niechętnie za dnia zbliżają się do brzegów głównego koryta, o tyle przy niezbyt powszechnie nawiedzanych przez ludzi wyspach siedzą w lądzie bardzo chętnie. Dla łowcy białych ryb doskonałą technika połowu wydaje się przystawka ze spławikiem postawiona na skraju nurtu za krzaczkiem, cypelkiem, brzegową wrzynką lub piker z dużym koszyczkiem... Nęcenie na takich stanowiska nie powinno być zbyt obfite, za to częste i dość regularne. Sens ma łowienie blisko brzegu - z reguły już w odległości 10-15 m od wyspy następuje wyraźne wypłycenie dyskwalifikujące jakiekolwiek wędkarskie usiłowania. Do "wzięcia" w rynnach wzdłuż wyspy są leszcze, płocie, jazie i krąpie. Przepływankowcy maja spore szanse na klenia i to niekiedy na bardzo dużego, pod warunkiem, że przynęta prowadzona będzie w pół wody, najlepiej z obciążeniem tuż pod spławikiem, tak aby przypon "powiewał" w nurcie. Z wieczora takimi rynnami lubią przemieszczać się sumy... Spinningiści za dnia mogą zapolować z wyspy na okonie oraz szczupaki. Delikatnie łowiący mogą pokusić się o klenia pod nawisami gałęzi. Sandacz w takich rynnach jest rzadkością, chyba że odcinek rzeki jest wyjątkowo "zasandaczowany". Nie trzeba rzucać daleko - łowienie przy wyspie to raczej bardzo precyzyjne podania wabika w upatrzone punkty. Jest jednak miejsce, gdzie liczyć można na złowienie mętnookiego drapieżnika - to dolny cypel wyspy i przedłużenie przybrzeżnej rynny aż do charakterystycznego, "blatowatego" wypłycenia poniżej. Za dnia sandacze siedzą z reguły u jego podnóża, zaś nocą bardzo chętnie - i stadami - zaganiają po blacie drobnicę. A co zrobić, jeśli na odcinku rzeki, na który się przyjechało w niżówkę, nie ma ani raf, ani wysp? O tym to już jednak kiedy indziej. |